wtorek, 13 grudnia 2016

"Kuchnia Staropolska" - recenzja i KONKURS!

kuchnia polska
Dzisiaj mam dla Was egzemplarz książki "Kuchnia Staropolska" od Grupy Wydawniczej Foksal (Wydawnictwo Buchmann).  

Najpierw parę słów o samej książce - całkiem świeże jeszcze wydanie zbiorowego opracowania staropolskich przepisów - napisanych tak, by można je było współcześnie przyrządzić!
Znajdujemy tutaj aż 100 przepisów staropolskiej kuchni, niektóre z nich - trochę zapomniane, inne doskonale znane z kuchni naszyć Babć i Mam. Oprócz uwspółcześnionych receptur przeczytamy tu także wiele ciekawych historii i anegdot związanych z jedzeniem i obyczajem biesiadowania w dawnej Polsce!



Przepisy podzielone są aż na 8 części.

Na pierwszy ogień idą zupy: znajdujemy tu zarówno wołowy bulion, tradycyjny żur, czy też żur ze śledziem lub chołodziec. 


żurek
bulion przepis



Potem dania mięsne - tu mnóstwo ciekawych przepisów, począwszy od bigosów, kiełbas, ozorków, przepisów na schab, szynki, sztuki mięsa, dziczyznę, zrazy czy żeberka. 

bigos przepis

schab przepis
szynka przepisDania z drobiu - przegląd receptur na gęś, indyka, kurczaka i kaczkę.


indyk przepis
gęś przepis


Dalej ryby: oczywiście karp, szczupak, ale i ciekawe przepisy na przyrządzenie węgorza.


karp przepis


Galarety i pasztety - bez nich nie ma typowo polskiej biesiady! W tym dziale bardzo ciekawe farsze do pasztecików!


pasztet


Kolejny dział - bardzo obszerny - mnóstwo ciekawych sosów - dodatków do dań mięsnych i rybnych. 


sosysos

W rozdziale o napojach takie cuda jak: kwas chlebowy i buraczany, ale też receptury na domowe piwa!


domowe piwa


Ostatni rozdział - oczywiście słodkości!!!
Tu arkas - czyli staropolski sernik, pączki na kilka sposobów, kluski z makiem i słodkie kremy. Niebo w gębie!


sernik przepis



pączki przepisświęta


Dużym atutem książki są piękne zdjęcia - patrząc na nie, aż ślinka cieknie :) 


Jeśli jeszcze nie macie pomysłu na gwiazdkowy prezent, to polecam "Kuchnię Staropolską" - ta pozycja przyda się w każdym polskim domu przy wielu okazjach!

Jak wspomniałam na początku, egzemplarz książki Wydawnictwo podarowało również dla moich Czytelników :) 

Jak zdobyć książkę? Na adres meg.chyla@gmail.com przyślijcie proszę odpowiedź na pytanie: jaka potrawa wigilijna jest w Waszej rodzinie od pokoleń?
Możecie (ale nie jest to koniecznością) podać przepis, albo opisać jakąś ciekawą historię/anegdotę z nią związaną.

Jak zwykle wszystkie Wasze propozycje (przesłane na skrzynkę - nie w komentarzu!) pojawią się pod postem, bez publikowania Waszych adresów - zostawcie za to w zgłoszeniu imię :)  

Subiektywnie - jak zawsze - wybiorę zwycięzcę ;)

Konkurs trwa do soboty 17.12 .2016 r do 23:59 . Już w niedzielę (18 grudnia) ogłoszę Zwycięzcę, tak by nagroda mogła dotrzeć poleconym priorytetem do obdarowanego jeszcze przed Świętami :)

Nagrodę wysyłam tylko na terenie Polski!

Tytuł:  "Kuchnia Staropolska"
Autor:opracowanie zbiorowe
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal - Wydawnictwo Buchmann
Ilość stron: 223
Cena: 49,99 PLN
Oprawa: twarda


 Zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku oraz śledzenia na Instagramie














52 komentarze:

  1. Magdalena napisała:
    U mnie od zawsze z pokolenia na pokolenie na stole wigilijnym obowiązkowo muszą być pierogi z kapusta i grzybami. Grzyby które dodajemy do tych świątecznych pierogów zawsze były przez nas osobiści zbierane i zasuszane by móc w wigilijnym tym daniu czuć zapach lasu. Nieodzownym elementem jest kapusta która najpierw musiała być ugotowana, potem odciśnięta, drobno nożem posiekana i podsmażana z cebulka na smalcu który nadawał jej wyjątkowego smaku. A w połączeniu z pachnącymi grzybkami i przyprawami jak sól i pieprz stanowiła ten wyjątkowy farsz świątecznych pierogów. Wspólnie z mama i babcią każdy pomagał w ich lepieniu i nie mógł się ich doczekać by je zjeść :) zawsze podziwiałam jak babcia z precyzja zlepiała pierogi tworząc piękne zdobienia i nigdy jej żaden się nie rozkleił podczas gotowania. Mi niestety nie wychodziło chodź się starałam, a babcia powtarzała bym się nie poddawała bo próba i ćwiczenia prowadzą do tego by stać się mistrzem. Z roku na rok próbowałam, i z roku na rok coraz to bardziej mi wychodziło. Teraz już umiem jak babcia precyzyjnie i pięknie zlepiać wigilijne pierogi które się fantastycznie prezentują na talerzu a smakują jakby to ona je robiła. Była by ze mnie dumna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Martyna napisała:
    Witam,
    Nie wyobrażam sobie świąt Bożego Narodzenia bez tradycyjnego metrowca mojej babci. Rok rocznie przygotowuje go na święta bożonarodzeniowe, czym sprawie całej rodzinie wielką przyjemność. Jest to dla nas prawdziwy rarytas, gdyż nigdy nie udaje nam się namówić babci na upieczenie go w inny dzień roku. Dzięki temu, tak bardzo go doceniamy i jest dla nas taki ważny.
    Mój tata (syn babci) mówi, że ciasto to było z nimi od zawsze i jest to przepis jeszcze po babci mojej babci. Cudowne białe warstwy przekładane ciemnymi warstwami i sklejane pysznym, słodkim kremem śmietankowym. Za dziecka, mówiłam na to ciasto "zebra" i byłam pewna, że to ciasto od razu po wyjęciu z piekarnika jest takie, zaś z czasem, kiedy jestem na tyle duża, by pomagać babci w kuchni już wiem, że trzeba się trochę nad nim napracować. Święta Bożego Narodzenia kojarzą mi się głównie z tym ciastem oraz wyśmienitymi uszkami z pieczarkami, bez nich święta nie byłyby takie same. Jestem pewna, że kiedy dostanę przepis od mojej babci (niestety nadal nie udało mi się jej uprosić, mówi, że dostanę go w odpowiednim czasie 🙂 ), będę dumnie kontynuować tradycję i mam nadzieję, że w przyszłości również moje dzieci rozkochają się w tym cieście i święta Bożego Narodzenia będą kojarzyć głównie z nim. tak jak ja 🙂

    OdpowiedzUsuń
  3. Ela napisała:
    Siekanka śledziowa to potrawa, której się nauczyłam od mojej Babci i bez której nie wyobrażam sobie Wigilii i świąt. Jem ją do sosu tatarskiego przez całe święta Bożego Narodzenia. Przepis jest prosty. Można powiedzieć, że jest to pasta śledziowa do posmarowania chleba w ciągu całego roku, ale u nas się ją jadło tylko w Wigilię.
    I dlatego tak bardzo smakowała. Robię ją także w mojej Rodzinie i prawie sama jem, bo inni domownicy nie lubią jej tak, jak ja ☺
    Składniki:
    2 filety śledziowe, najlepiej takie z beczki, ale można też kupić na tacce te w oleju.
    2-3 ziemniaki
    mała cebula
    pieprz mielony czarny
    1 ziarenko pieprzu czarnego (na oczko dla rybki)
    olej rzepakowy: 2-3 łyżki
    kilka kropel octu


    Wykonanie:
    Ziemniaki w łupinach ugotować na parze, ostudzić, obrać i przemielić przez maszynkę do mięsa.
    Śledzie wymoczyć (jeśli z beczki) i przemielić razem z ziemniakami.
    Połączyć z olejem w zwartą masę, dodać potartą na tarce o dużych oczkach cebulkę, popieprzyć
    i ponownie wymieszać. Wlać kilka kropel octu – zaostrza smak.
    Przed podaniem z masy staram się na półmisku „wyrzeźbić” rybkę z oczkiem z ziarnka pieprzu.

    Drugą potrawą wyniesioną z domu rodzinnego jest sos tatarski. Ale nie taki, jaki znamy z imprez czy kupny.


    Składniki sosu to: groszek, pieczarki marynowane, jajka na twardo, ogórki korniszony, sok z cytryny, pieprz, majonez i śmietana. Nie wiem jak by smakowało to danie, gdybym musiała użyć innego majonezu niż Majonez Pomorski. Od zawsze smak sosu jest z nim związany.


    I jeszcze sałatka warzywna:
    Też koniecznie z Majonezem Pomorskim i jabłkiem. Do tego warzywa z rosołu (najlepiej smakują !), groszek i swojskie ogórki kiszone. Pycha !!!
    Wigilia to dzień „rybny”.
    U nas królowały zawsze śledzie. Przebojem były kiedyś właśnie takie rolmopsy:


    I do dziś je robię kontynuując tradycję rodzinną, choć może już tak nie smakują jak kiedyś. ☹
    Barszcz z uszkami – to potrawa symbol wigilijnego wieczoru, bo zwiastowała św. Mikołaja i prezenty. Była ostatnim daniem, którego trzeba było spróbować. Po nim słyszałyśmy (ja i 2 moje siostry) dzwonek do drzwi wejściowych i biegłyśmy na powitanie … prezentów, bo św. Mikołaj nigdy nie miał czasu, by przyjść do nas. Zostawiał tylko duży kosz wiklinowy przy schodach wejściowych przykryty serwetą. Nigdy nie wpadłyśmy na to, że ten kosz stoi cały rok pod stołem w kuchni z bielizną do prasowania !!! ☺ ☺ ☺
    Z uszkami do barszczu wiąże się też mój prawie pogański zwyczaj. Zawsze robię takie same uszka, które znam z domu rodzinnego, w swoim domu dzień przed Wigilią. I właśnie w ten wyjątkowy czas w roku rano idziemy na cmentarz „odwiedzić” naszych Zmarłych, bez których Święta są już całkiem inne.
    Powiedziałabym … smutne.
    Pod jedlinę kładę moim Dziadkom i Rodzicom po uszku.
    Tak to symbolicznie łączę się z nimi w ten piękny czas.
    Oczywiście barszcz musi mieć smak prawdziwych grzybów, a uszka smażone na patelni (a nie gotowane), bo taka była tradycja w moim rodzinnym domu.


    Specjalnie nie napisałam o ciastach, bo ta część stołu nie była mocną stroną naszej Rodziny.
    Pamiętam kawowe torty przekładane dżemem morelowym i blachy zwykłej drożdżówki niesione przez nas do upieczenia przez piekarza. Nie było wtedy w domach piekarników.
    Niedawno przypomniałam sobie smak takiego tortu. Zatęskniłam. Chyba zrobię na Sylwestra.
    Życzę smacznych Świąt i wspaniałego Mikołaja. A w Nowym Roku niech się darzy !

    OdpowiedzUsuń
  4. Aleksandra napisała:
    Jak zobaczyłam wiadomość o konkursie to odrazu wiedziałam co napisać :)
    U mnie są to dwie potrawy :) Pierwsza jest może banalna ponieważ są to śledzie w śmietanie z ziemniakami. Czemu akurat to ? Może dlatego że było to jedynie danie które jadłam jako małe dziecko i zostało to po dziś dzień. Mimo że mama w ciągu roku roku robi śledzie to te maja swój wyjątkowy smak. Robimy je następująco:
    - śledzie matiasy ( moczymy chwilkę w zimnej wodzie potem odsączamy nadmiar wody i kroimy na kawałki i do miski. Następnie dodajemy Pokrojoną w kostkę cebulkę, kawałek startego jabłka i śmietanę 18%. Mieszamy i do lodówki by się przegryzło :) Podajemy z ugotowanymi ziemniakami :) Mimo że jest to proste danie to zawsze króluje w wigilie na naszym stole
    - drugiem daniem a raczej jej częścią ją uszka do czerwonego barszczu. Niestety nie podam przepisu bo jeszcze go nie znam ale wiąże się z tym ciekawa tradycja :) Co roku za nim uszka zostaną ugotowane do jednego zostaje włożony grosik. Grosik symbolizuje to że osoba która go znajdzie przez cały rok będzie miała dużo pieniędzy przez cały rok :) Nikt nigdy nie wie które to będzie uszko. Najlepszym chwilą jest moment konsumpcji. Każdy je bardzo powoli i ostrożnie by nie połknąć owego grosika. Patrzymy się na siebie na wzajem czy czasem ktoś go nie odnalazł a ukrywa :) Jest przy tym wiele śmiechów. Co jakiś czas jedna osoba żartuje że znalazła grosik. Każdy chce go mieć a jest tylko jeden.
    Jest to tradycja którą na pewno będę pielęgnować i powtarzać co roku :)

    Dla mnie te potrawy sa bliskie mojemu sercu. Chciałam chociaż w jakimś małym stopniu przedstawić Pani moja wigilię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ola napisała:
    Witam,
    moja tradycyjna potrawa wigilijna to barszcz z uszkami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rafał napisał:
    Śledzie z pieczarkami
    Składniki:
    1/2 kg filetów śledziowych w oleju
    40 dag pieczarek
    10 dag rodzynek ( sparzyć )
    1/2 kg cebuli

    Wykonanie:
    Pieczarki udusić na oleju, osobno cebulę pokrojoną w kostkę.
    Śledzie w kawałki.
    Śledzie + pieczarki + cebula + rodzynki i tak podawać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sylwia napisała:
    Jaka potrawa wigilijna jest w Waszej rodzinie od pokoleń?

    W mojej rodzinie na wigilijnym stole,
    gościła pewna zupa od pokoleń.
    Była tradycyjna, regionalna,
    wywodziła się ze Śląska ów panna.
    Podawana niegdyś z kaszą, dziś z grzankami,
    bądź wedle uznania i przepisu gospodyń.
    Oj, wymaga wiele czasu jej przygotowanie,
    a mowa o Siemieniotce, którą bardzo lubi mój dziadek! :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Monika napisała:
    W moim domu jak chyba w większości od pokoleń na Wigilię zawsze są między innymi: barszczyk czerwony z uszkami, karp, kapusta z grzybami, śledzie, racuchy czy makielki( w moim domu to ciasto kruche usmażone na głębokim oleju a później wymieszane z makiem, miodem i bakaliami). Właśnie gdy tamtej Wigili moja mama je zrobiła moja mała córeczka zapomniała jak się nazywają i zamiast makielki powiedziała makietki. Podczas Wigili wszyscy się śmiali ze mamy nową potrawę makietki.
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne wydanie! Kuchnia może nie jest fit najzdrowsza, ale tradycja ma moc. Uwielbiam takie książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Są okazje, kiedy to tradycyjna kuchnia sprawdza się najlepiej!

      Usuń
  10. Jola napisała:
    Dzień dobry :)
    Tradycyjnych potrwa jak co roku na wigilijnym stole jest bez liku - a przynajmniej 12 :)
    Jednak jak pomyśleć, z czym kojarzą mi się święta to będą to WŁOCHATE ŚLEDZIE.

    Co to takiego? To najprostsze śledzie w zalewie octowej, z parzoną cebulką i przyprawami.
    Czemu włochate? Jak byłyśmy z siostrą małe, dopatrzyłyśmy się, jak tata czyści śledzie, patroszy je, kroi i gotuje zalewę.
    Podczas przygotowania śledzi, tata zostawiał ogonki ryb w całości, nie czyścił dokładnie grzbietów, pozostawiając jakby grzebyki :)
    W zalewie ogonki ryb roztrzepywały się tworząc włosy -tak to się dzieciom skojarzyło i tak już zostało od ponad 25 lat, że na stole zawsze
    znajdziemy śledzie włochate. Zjada się je z tłuczonymi ziemniakami.
    Oto cała historia WŁOCHATYCH ŚLEDZI.

    Sam przepis jest bardzo prosty:

    Składniki:

    1-2 kg śledzi solonych bez łbów (wg potrzeby)
    ocet spirytusowy 10%
    3 cebule
    woda
    liść laurowy
    ziele angielskie

    Wykonanie:

    Śledzie wkładamy do miski i zalewamy wodą.
    Moczymy całą noc, aby pozbyć się nadmiaru soli.
    Wymoczone ryby płuczemy i oprawiamy.
    Czyścimy, skrobiemy, patroszymy.
    Płuczemy ponownie.
    Kroimy na mniejsze kawałki.
    Cebulę kroimy w piórka, paseczki - jak nam pasuje.
    W garnku przygotowujemy zalewę octową w proporcji:
    1 szkl. octu i 3 szkl. wody + liść laurowy i kilka ziarenek ziela.
    Jeżeli potrzebujemy sporo zalewy, podwajamy ilość octu i wody.
    Gdy zalewa się zagotuje, wrzucamy do niej całą skrojoną cebulę.
    Parzymy ją aż zrobi się lekko szklista. Studzimy wszystko.
    W słoiku lub większym naczyniu układamy kawałki śledzia, przekładamy je cebulką z zalewy.
    Robimy tak kilkukrotnie. Na koniec dopełniamy słoik pozostałą zalewą.
    Zakręcamy lub przykrywamy i zostawiamy w lodówce na kilka godzin (lub na noc)
    do przegryzienia smaków.

    OdpowiedzUsuń
  11. Piotrek C. (proszę o kontakt - zgłoszenie w komentarzu - nie mam e-maila!)
    U mnie na wigilię babcia zawsze przygotowuje gomułki/gomułkę - nie mam pojęcia jak to się odmienia. Jest to domowej roboty ser, dodaje się do niego kminku i chyba dodaje żółtko z jajka, ale nie jestem pewien. Jest to tajemnica babci jak to przygotowuje i nikt nie zna jak na razie przepisu. Babcia zawsze suszy ten ser na grzejnikach już kilka tygodni przed świętami. Jest to taki must have u nas na święta, przynajmniej dla mnie, ponieważ okropnie przepadam za tym serkiem, jest trochę twardy, ale z żurkiem smakuje wyśmienicie ! Zawsze po świętach dostaję pozostałą ilość tych gomułek na własny użytek :> Specjalnie sprawdzałem w internecie czy to jest oficjalna nazwa tego sera i wyczytałem, że kiedyś przechowywano tak ser, aby się nie zepsuł i można było przechowywać go całą zimę lub w okresie, w którym krowa nie dawała mleka. Więc ser ten jest jak najbardziej trwały i prawdopodobnie w zimnym i suchym miejscu może leżeć kilka miesięcy. Pozdrawiam, a i na wikipedii wyczytałem, że może to być traktowane jako przekąska lub jako samodzielna potrawa, więc liczy się jako potrawa :>

    OdpowiedzUsuń
  12. Asia napisała:
    W naszej rodzinie, jedną z tradycyjnych wigilijnych potraw są jagiełki. Co to takiego spytacie? Ano kasza jaglana zapiekana w naczyniu żaroodpornym, przekładana przesmażonymi jabłuszkami z cynamonem i rodzynkami, a na wierzchu: bakalie, orzechy, owoce (głównie mandarynki - kiedyś za biedniejszych czasów owoce z kompotu tj. agrest i wiśnie) a na to wszystko bita śmietana z wiórkami czekolady. Pyszności! Oczywiście do wszystkiego trzeba dojrzeć. Początkowo nie bardzo za tym przepadaliśmy - owoce, bakalie i bita śmietana to i owszem, ale kasza jaglana? Za jakie grzechy? Ale z biegiem lat okazało się, że nagle jedno naczynie przestaje wystarczać, bo każdy tą kaszę wsuwa? Nagle tak im wszystkim zasmakowała? Ok, może trochę zmądrzeli, uznali że jest zdrowa, ale pewnie największą siłą, która sprawia, że jagiełka znika ze stołu jest fakt, że podobno je się ją na pieniądze! Ot, materialiści :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Justyna napisała:
    Jedzenie, jedzenie, jedzenie. Czerwony barszcz z uszkami, krokiety z kapustą i grzybami, aromatyczny karp, pierogi, moczka, makowce, serniki, pierniczki i wiele, wiele innych. Ogrom przygotowań, porządków, gotowania i biegania po sklepach. I tak od początku grudnia. Właśnie to jest w tych świętach takie nadzwyczajne! Uwielbiam te jedzenie, te świąteczne porządki i prezenty. Potrawa, która gości w moim domu od zawsze to właśnie czerwony barszcz z uszkami mojej Mamy. Co roku smakuje tak samo (czytaj wyśmienicie!). Nie wyobrażam sobie bez nich świąt. Grudzień mija w błyskawicznym tempie i nim się obejrzymy jest już 24 grudnia. Wtedy wszystko staje w miejscu- siadamy do jednego stołu, przy wspólnym posiłku, gdzie na początku króluje czerwony barszcz, śpiewając kolędy, modląc się i radując. To chyba jedyny czas w roku, gdy jesteśmy wszyscy razem, zapominamy o codziennych obowiązkach i problemach. Boże Narodzenie to w moim domu czas wyjątkowy! Jedyny taki w całym roku!

    OdpowiedzUsuń
  14. Joanna napisała:
    Od kilku pokoleń w mojej rodzinie
    Na stole Wigilijnym sernik sobie słynie
    Robiła go babcia, mama, teraz ja
    Każdy w rodzinie nasz domowy sekret zna

    Więc z naszym sernikiem sporo przygód było
    Ileż to razy w święta już by go nie było

    Mąki ziemniaczanej raz dodała babcia
    Jej sernik to była świąteczna atrakcja
    Gumiasty i twardy, no powiem ciekawy
    Przed zjedzeniem miał każdy poważne obawy

    Innym razem mamusia kupiła ser biały
    Otwiera wiaderko, on zepsuty cały
    Zupełnie niesłodki, kwaśny powiem nawet
    Wysłała tatę do sklepu by wymienił strawę
    Tata wraca ze sklepu bardzo wściekły cały
    Bo go w sklepie babki normalnie wyśmiały
    Był to ser normalny, a nie śmietankowy
    Więc nie dane mu było przynieść serek nowy
    A że to były święta więc tatuś mamusi
    Akcję z serem wybaczył i jej nie udusił

    Kiedyś siostra moja zapomniała dodać jajek
    Myślałam, że to żarty, że tylko udaje
    Jednak żart to nie był, a sernik zjadł mąż
    Jak jej to wyszło bez jajek, nie rozumie wciąż

    No i ja na koniec dodam swoją przygodę
    Jak zrobiła, raz sernik z pysznym pysznym miodem
    Tylko nie wiedziłam, że ktoś z rodziny
    Na miód jest uczulony i zrobił się simy
    Skończyło się na pogotowiu i teraz już wiem
    Że jak robię sernik z miodem to sama go jem

    Z tym naszym sernikiem cyrki co rok mamy
    Choć wytrwale w święta sernik wypiekamy
    I w tym roku też będzie i już doczekać się nie mogę
    To jednak nasz sernik wzbudza we mnie trwogę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Michał napisał:
    Jaka potrawa wigilijna jest w Waszej rodzinie od pokoleń?

    Zdecydowanie karp smażony. Niby nic szczególnego ale:
    - po pierwsze karp jest kupowany ze stawów hodowlanych z Żelaznej pod Skierniewicami, i tam był kupowany już przez moich dziadków
    - po drugie wielkość karpia to ok1,5-2kg nie większy nie mniejszy
    - po trzecie smażony wcześniej, a później pieczony w piekarniku

    Jadłem karpie przygotowywane przez różne osoby jednak nic nie przebija tego co robiła moja babcia, później ciocia, a aktualnie kuzynka. Na smaku tego karpia aktualnie wychowuje się czwarte pokolenie, o którym mi wiadomo (sam jestem trzecim).

    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  16. Barbara napisała:
    W naszym domu zawsze pojawiają się łamańce. Mama robiła takie placki drożdżowe, łamałyśmy je na kawałki i były zalewane makiem utartym z bakaliami, miodem i odrobiną mleka. Zdarzyło się raz, że mamie ciasto drożdżowe nie wyrosło! W Wigilię! Musiałam pobiec do sklepu po bułki, zabrałam 3 ostatnie czerstwe obwarzanki. Okazało się, że też są smaczne. Sekret jednak tkwi w maku :) od tamtej pory ułatwiamy sobie życie i kupujemy bułeczki do łamańców

    OdpowiedzUsuń
  17. Lula napisała:

    Przy okazji konkursu powspominam sobie a Wam opowiem o naszej wigilijnej kwaśnicy! hej!
    I pewnie myślicie że góralka, bo kwaśnica na żeberkach właśnie z górami się kojarzy. A ja z sądecczyzny pochodzę gdzie moja prababcia, babcia i mama kwaśnicę postną na Wigilię szykowały, szykuję więc i ja. Przyznam że ta zupa wspomnienia wywołuje bardzo przyjemne... Jesień, na podwórku orzech włoski liście już pogubił, dym z komina sunie wolno, a w kuchni wielkie zamieszanie. Kapusta kiszona będzie! Szatkowanie, ubijanie, duży kamienny gar, wielki wyparzony kamień na górę, wodę co jakiś czas
    odlewamy i cierpliwie czekamy. Dla dziecka jakim w tamtym czasie byłam frajda to była, wodę chochlą odlewać pod czujnym okiem prababci.
    Sama kwaśnica na wigilijnym stole to już nasza rodzinna tradycja. Gorąca, kwaśna ze sporą ilością słodkiej cebuli, gotowanymi ziemniakami i dużą ilością grubo zmielonego czarnego pieprzu. To jedna z moich ulubionych potraw wigilijnych zaraz po grzybowej z uszkami. Bez niej Święta nie wywoływałyby tylu cudownych wspomnień! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Joanna napisała:
    W zasadzie u mnie jedyną potrawą, którą robi się od dawna i u wszystkich jest sałatka jarzynowa. Na prawdę ją uwielbiam, ale na pewno wiem jaką potrawę wprowadzę w mojej przyszłej rodzinie, którą robimy tylko na wigilie a są to uszka z grzybami. Z tego co wiem tą potrawę wprowadziła do nas moje babcia od stron taty. To jest coś na co czeka się zawsze cały rok i na pewno zamierzam robić to w przyszłości kiedy to już zupełnie sama będę musiała przygotowywać wigilię.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jadwiga napisała:
    Pani Małgosiu :)

    W mojej rodzinie, najważniejszym elementem wigilijnej kolacji jest może i oklepany, czerwony, klarowny barszcz… jednak z zawartością magicznych uszek. Uszka te lepił mój syn… z farszem z grzybów leśnych, które dziadek zbierał własnoręcznie jesienią. Nie ważne jak dużo udało mu się ich zebrać, zawsze były pieczołowicie suszone i przechowywane aż do wigilijnego dnia. Uszka te jada się z barszczem zarówno w wigilię jak i przez całe święta. Dlatego są tak bardzo oczekiwane przez cały rok.

    Przepis? Ciasto pierogowe; farsz: grzyby leśne wcześniej moczone w bulionie z dodatkiem papryki (niegdyś pieprzu) i odrobiny cebuli (jak kto lubi). Najważniejsze jednak jest serce, które wkłada się w ich przygotowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ania napisała:
    Od pokoleń na naszym Wigilijnym stole muszą znaleźć się pierogi z kapustą i grzybami.
    Ale nigdy nie ze sklepu.
    Zawsze przygotowujemy je sami, podtrzymując rodzinne tradycje i zwyczaje.
    Przygotowujemy je według babcinej receptury, zawsze ze zebranych wcześniej grzybów w lesie, a następnie ususzonych.
    My uwielbiamy podsmażane na oleju, ładnie rumieniące się.
    Robimy je w gronie rodzinnym, spędzając ze sobą czas w miłej atmosferze, bez żadnych kłótni.
    To zajęcie, dzięki któremu możemy ze sobą porozmawiać, pośmiać się, bo w dzisiejszym pędzącym świecie nie mamy czasu dla siebie.
    Kiedyś pamiętam, gdy robiłam pierożki z babcią, babcia zgubiła swój pierścionek.
    I ten pierścionek w ugotowanym pierogu znalazł Jej syn.
    Gotowanie to także spora dawka śmiechu Uśmiech

    OdpowiedzUsuń
  21. Magdalena napisała:
    Rodzina ze strony mojego taty pochodzi ze wschodniej części polski, w związku z czym w naszej kuchni często goszczą przepisy inspirowane smakami zamojszczyzny. Od pokoleń na stole wigilijnym w mojej rodzinie goszczą niezwykle proste biłgorajskie gołąbki z kaszą gryczaną, podawane z olejem lnianym lub w wersji bardziej unowocześnionej- z sosem grzybowym. By przygotować gołąbki gotujemy kaszę gryczaną, koniecznie nieprażoną, którą dostajemy co roku od rodziny mieszkającej w okolicach Biłgoraja. ( Ani mama ani babcia nie potrafiły mi powiedzieć dlaczego koniecznie kasza ma być nieprażona- ale z rodzinną tradycją kłócić się nie można !) Kaszę solidnie solimy i pieprzymy, dodajemy łyżkę masła a następnie zawijamy w pierzynę na kilka godzin :) Następnie kaszę gryczaną mieszamy z wcześniej namoczonymi i podgotowanymi suszonymi prawdziwkami lub podgrzybkami. Takim farszem napełniamy podgotowane liście kapusty i zawijamy jak w tradycyjnych gołąbkach.
    Mgliście pamiętam jak tę potrawę przygotowywała w na piecu węglowym moja prababcia, a następnie jak moja babcia zawijała kaszę w koc i zostawiała w wersalce na całą noc. Przepisu tego nauczyła się potem moja mama, a w zeszłym roku po raz pierwszy przygotowałam ją ja. Tym razem już na kuchence indukcyjnej, ale wciąż z tradycyjnych składników i według tradycyjnej receptury! :)
    Smak tych postnych gołąbków jest dla mnie jednym z najbardziej rodzinnych smaków i podczas wigilijnej kolacji pozwala nam wspominać tych których już z nami nie ma.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  22. Aleksandra napisała:
    W mojej rodzinie od pokoleń jest wiele przepisów, ale z okazji zbliżających się Świat opowiem o pierniku staropolskim. Cieście którego jak dziecko i nastolatka nie cierpiałam, a teraz jako żona i matka nie wyobrażam slobie bez niego Wigiilijnego stołu. Piernik zaczynam robić już w listopadzie :) wtedy czuję że idą magiczne święta. Przepis dała mi moja Babcia Stasia, bagatela 95 letnia wciąż żwawa staruszka. Ona sama nie wie od kiedy go zna, ale wie że ciasto to robiła już jej mama, a moja prababcia Weronika. Mówiła, że w czasach wojny i do roku 50 było ciężko go robić, bo brakowało miodu ( pasieki były zniszczone) ale zawsze jak tylko mieli to go robili ;) W tym roku mój pierniczek już upieczony, teraz leżakuje w chłodnym miejscu do jutra - gdzie obłoże go powidłami i na powrót odstawię ;) Historia może nie jest porywająca, ale dzięki niej czuję że - to moja rodzina i jestem taka dumna że do niej należę <3

    przepis:

    W dniu 16 listopada przygotować składniki na ciasto dojrzewające:
    Przygotować miskę około 3 litrową.
    · 500 gram prawdziwego miodu u nas spadziowy ( mniam )

    · 250 gram masła 82% tłuszczu

    · 400 gram cukru

    · 1 kg mąki pszennej

    · 3 jajka

    · 120 ml zimnego mleka

    · 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej

    · ½ łyżeczki soli

    · 70 gram przyprawy do piernika

    Do garnka przełożyć miód, cukier i masło. Wstawić na gaz, wymieszać. Masa musi się dobrze zgrzać, a składniki połączyć. Masę wystudzić.
    Sodę wymieszać z mlekiem. Do masy stopniowo wsypywać mąkę i po kolei jajka, następnie dodać mleko z sodą, sól i przyprawę do piernika. Wyrobić ciasto, najlepiej mikserem gdyż ciasto jest rzadkie i się lepi ( takie ma być )


    Po wyrobieniu ciasto przełożyć do miski ( kamionkowej itd.) Przykryć bawełnianą ściereczką i odstawić w chłodne miejsce na 3-4 tygodnie.
    Wczoraj piekłam ciasto - 180 stopni termoobieg ( babcia - 160 stopni g.d) okolo 15 minut - 20 minut. 4 równe placki każdy osobno.
    Jutro będę grzać powidła i gorącą masą przełożę każdy z nich, równo obkroję boki
    Po czym 23 grudnia wyjmę go z chłodnego miejsca i obleję polewą czekoladową i wystroję
    załączam zdjęcie mojego ciasta w misce ( podczas dojrzewania)
    Pozdrawiam i życzę Wesołych i smacznych Swiąt

    OdpowiedzUsuń
  23. Trzeci Talerz napisała:
    Tradycyjna polska kuchnia to temat, który interesuje mnie od dawna, choć dopiero niedawno to sobie uświadomiłam. Na moim blogu coraz częściej sięgam do korzeni i próbuję przywrócić do życia potrawy z Podkarpacia, o których powoli zapominamy. Książka 'Kuchnia Staropolska' byłaby dla mnie źródłem cennej wiedzy i inspiracji. Poszerzyłaby moje kulinarne horyzonty :) Chętnie będę przygotowywać z niej posiłki i dzielić się nimi z innymi.

    Moja wigilijna opowieść będzie o kapuście z grzybami, bo jest to danie (w zasadzie dodatek), bez którego nie wyobrażam sobie wigilii i karpia. Kiedy wyszłam za mąż i miałam spędzić pierwszą wigilię w domu teściów sądziłam, że spędzę najpierw kilka dni w kuchni z teściową. Kiedy jednak zaproponowałam pomoc, zostałam elegancko sprowadzona na ziemię słowami, że sama sobie świetnie da radę. Byłam zaskoczona i było mi trochę przykro. W wigilię byłam traktowana jak gość honorowy i nie mogłam nawet przynosić talerzy z kuchni. Widać w pojęciu mojej teściowej tak właśnie okazuje się szacunek. Ale mi było z tym źle, dlatego rok później na wigilię przyniosłam ze sobą kapustę z grzybami. Wywołała furorę. Zajadał się nią teść, szwagrowie, wujek i sama teściowa. Tym starszym przypomniała dom rodzinny, a teściowa stwierdziła, że nigdy nie gotuje kapusty, bo nie potrafi. Od tej pory, a minęło już kilkanaście lat, co roku przynoszę na wigilię kapustę z grzybami, a z czasem dołączyła do niej kapusta z grochem. To taka nasza wigilijna tradycja, którą kultywujemy i która wszystkim przynosi pożytek :)

    Jeśli ktoś chciałby taką kapustę z grzybami przyrządzić sam, poniżej podaję przepis :)

    Kapusta z grzybami po Lasowiacku
    Składniki:
    1,5 kg kapusty kiszonej
    suszone grzyby (najlepiej 50-60 g)
    2 niewielkie cebule
    2 łyżki masła
    1 liść laurowy
    kilka ziarenek pieprzu
    1 łyżeczka majeranku
    sól, pieprz do smaku
    Grzyby zalewamy gorącą wodą (około 3 szklanek), solimy i gotujemy do miękkości (ok. 40 min). Po ugotowaniu wyciągamy grzyby, a wywar odcedzamy pozbywając się osadu z dna. Sam wywar będzie potrzebny do gotowania kapusty. Grzyby kroimy na kawałki – nie powinny być zbyt małe.

    Kapustę płuczemy pod bieżącą wodą, odciskamy i kroimy. Do garna z grubym dnem wlewamy wywar z grzybów, wkładamy kapustę, liść laurowy, ziarenka pieprzu i ewentualnie dolewamy gorącej przegotowanej wody (powinna sięgać do połowy kapusty). Kapustę mieszając od czasu do czasu gotujemy na niewielkim ogniu aż będzie miękka. W trakcie gotowania dodajemy grzyby. Kiedy kapusta będzie już miękka (powinno to zająć jakieś 30 minut) na maśle podsmażamy cebulę pokrojoną w kostkę i dodajemy ją do garnka z kapustą. Liść laurowy usuwamy. Doprawiamy sola, majerankiem i pieprzem (dużo pieprzu :)), mieszamy i gotujemy razem jeszcze kilka minut. Kapusta jest smaczna od razu po ugotowaniu, ale jeszcze lepiej smakuje na drugi dzień, po odsmażeniu na maśle.

    OdpowiedzUsuń
  24. Mateusz napisał:
    U mnie od lat na stole wigilijnym nie może zabraknąć barszczu. Moja mama od zawsze gotuje wielki, 20 litrowy kociołek barszczu, którym wszyscy się opijają. Z potrawą tą wiąże się również historia, która jest opowiadana co roku podczas kolacji wigilijnej. Mianowicie jednego roku, a dokładnie 5 lat temu, kolacja świąteczna odbywała się u mojej babci, która mieszka 500 metrów od naszego domu. Pech chciał, że na mnie padło, aby przed kolacją dostarczyć barszcz w słoikach do babci. Nasuwa się pytanie, dlaczego pech. Mianowicie idąc chodnikiem, na którym była gruba warstwa lodu chcąc nie chcąc poślizgnąłem się i upadłem czterema literami na chodnik. Niestety wszystkie słoiki się pobiły i cały barszcz znalazł się na mojej kurtce. Oczywiście nie chciałem się przyznać do mojej wigilijnej wpadki i wpadłem na pomysł, aby iść do babci i jej o tym po cichu powiedzieć. Razem z babcią wpadłem na pomysł, aby skoczyć do sklepu i kupić "kupny" barszcz. Nie myśląc długo poleciałem do sklepu i zakupiłem takowe barszcze. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie miny uczestników kolacji, gdy posmakowali barszcz i jednoznacznie stwierdzili, że to nie mojej mamy barszcz. Chcąc nie chcąc nie miałem wyjścia i musiałem się przyznać do mojej wigilijnej wpadki. Do dnia dzisiejszego, co roku podając do stołu barszcz na gościach pojawia się uśmiech i powracają wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  25. Marek napisał:
    Moja rodzina pochodzi spod Lwowa i jak sięgam pamięcią, zawsze na Wigilię była kutia. Robiła ja moja mama, która przejęła tradycję od swojej, itd. Nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło. Życie rzuciło mnie trochę bardziej na zachód i nie wyobrażałem sobie Wigilii bez tej potrawy. Chcąc nie chcąc przejąłem tę pokoleniową pałeczkę i wprowadziłem kutię, która wtedy tutaj była całkowicie nieznana, na wigilijny stół. Problemem był zakup odpowiedniej pszenicy, ale i to się dało rozwiązać, bowiem przy granicy ukraińskiej można ją było bez problemów kupić. W każdym razie nie-lwowiacy byli wielce zaskoczeni i jedli aż im się uszy trzęsły. Tradycja została zachowana.

    OdpowiedzUsuń
  26. Jola napisała:
    Moi rodzice pochodzili obije z Podlasia .Kraina jak wszyscy na pewno wiedzą typowo rolnicza i przez stulecia biedna.Jednak to kraina jak moje babcia mawiała "mleczno-ziemniaczana"Mleka i ziemniaka nigdy nie było za mało i nigdy lub bardzo rzadko na podlaskim stole brakowało! Nikogo na pewno nie zdziwi fakt,że w przygotowywaniu potraw z ziemniaka podlaskie gospodynie były mistrzyniami.To było tanie,powszechnie dostępne ,a przy odrobinie wysiłku pyszne.Potrawy ziemniaczane z Podlasia są po
    prostu wyjątkowe.
    Kochani nie zdziwcie się,że moim daniem wigilijnym,rzekłabym pokazowym ,w moim domu jest przygotowywana według przepisu mojej babci "kluchówka" To zupa tak nazwana przez moją prababcię,czyli szare kluski na mleku.Z surowych ,utartych ziemniaków robi się kluski wielkości łyżki do zupy i podaje na gorącym mleku!. Myśmy jako dzieci lubili ją sobie dosmaczać cynamonem i cukrem! Na wigilijnym stole stawiam też od kulebiak z kapustą i grzybami,oraz kisiel z owsa!To tradycja ,którą kultywuję ja tak
    jak kultywowali moi rodzice,bo bez tradycji rodzina jest tylko "wydmuszką" mawiała moja babcia!

    OdpowiedzUsuń
  27. Patrycja napisała:
    Od pokoleń w naszym domu unosił się -w wigilijny wieczór- zapach barszczu.
    Był on tym bardziej intensywny i magiczny, im bardziej byliśmy wygłodzeni od postnego charakteru uroczystego dnia.
    Gdy byłam dzieckiem nie przepadałam za smakiem tradycyjnego barszczu z uszkami. Z czasem jednak zrozumiałam, że cała magia kryje się w miłości i wspólnych przygotowaniach, gdyż najlepszą przyprawą były rodzinne dobre nastroje, entuzjazm i bycie razem. Mama od kilku dni doglądała do zakwasu, tata przygotowywał farsz, a ja z siostrą lepiłyśmy pierożki w kształcie uszek. Brat podjadał ukradkiem, co było można, lecz dzielnie skrobał włoszczyznę. Atmosfera oczekiwania na tę wyjątkową w ciągu roku wieczerzę potęgowała się, gdy aromat grzybów i woń rozmaitych pyszności świątecznych roztaczał się w całym domu. Tak, to była prawdziwa magia, która powraca do dziś, rok rocznie.
    A oto przepis:

    Składniki
    6 porcji

    40 g suszonych borowików
    1 cebula
    2 ząbki czosnku
    3 listki laurowe, 4 ziela angielskie, 10 ziaren pieprzu
    2 kg czerwonych buraków
    1/2 korzenia selera
    1 jabłko (np. szara reneta)
    3 łyżki octu spirytusowego 10%
    sól morska (około 1/2 łyżki) i świeżo zmielony czarny pieprz (około 1 łyżeczki)
    3 łyżki cukru
    opcjonalnie: 3 goździki, kawałek kory cynamonu, kawałek gwiazdki anyżu
    warto dodać: 250 - 500 ml zakwasu (kwasu) burakowego

    Przygotowanie:

    Do garnka wlać 500 ml wody, wsypać suszone borowiki. Na palniku kuchenki opalić nieobraną cebulę oraz 1 ząbek czosnku. Cebulę i czosnek przekroić na pół i dodać do grzybów. Zagotować na umiarkowanym ogniu, następnie zmniejszyć ogień do minimum, przykryć i na minimalnym ogniu gotować przez około 25 minut (wywar ma tylko lekko mrugać a nie mocno się gotować). W międzyczasie dodać do wywaru liście laurowe, ziele angielskie i pieprz ziarnisty.
    Buraki i selera umyć, obrać ze skórki, następnie zetrzeć na tarce (na dużych oczkach, jak do surówki) lub posiekać w melakserze. Jabłko razem ze skórką zetrzeć na tarce.
    Starte buraki, selera i jabłko włożyć do dużego garnka (warzyw będzie dość sporo), dodać 2,5 litry wody oraz wywar z grzybami. Przykryć garnek i zagotować na minimalnym ogniu (zagotowanie ma trwać około 20 minut). W międzyczasie dodać goździki, cynamon i anyż jeśli ich używamy.
    Po zagotowaniu trzymać wywar jeszcze na minimalnym ogniu przez około 10 minut. Na koniec dodać ocet i wymieszać. Odstawić z ognia.
    Do barszczu można dodać wywar grzybowy pozostały po uszkach (niekoniecznie cały) oraz 250 ml kwasu burakowego.
    Barszcz odstawić na około godzinę. W międzyczasie można zacząć przygotowywać uszka.
    Do barszczu dodać sól (do smaku), pieprz mielony, cukier oraz świeży posiekany ząbek czosnku, znów zostawić na minimum godzinę ale najlepiej do czasu całkowitego ostudzenia.
    Barszcz przecedzić i schować do lodówki. Następnego dnia lub przed podaniem podgrzać, spróbować i w razie potrzeby doprawić solą i pieprzem.

    OdpowiedzUsuń
  28. Anna napisała:

    W mojej rodzinie od pokoleń najważniejszą potrawą wigilijną jest moczka.

    Jest to śląska zupa na bazie wywaru z ryby oraz marchewki, pietruszki, selera, pasternaku.
    Po zrobieniu wywaru przeciera się do niego rozmoczony w ciemnym piwie piernik, następnie zagotować. Potem dodać bakalie i zasmażkę - ponownie zagotować. Doprawić solą, odrobiną cukru, octem - do smaku.

    Nie wyobrażam sobie świąt bez moczki, mogę jeść ją litrami aż do nowego roku. Potem niestety tradycyjnie muszę odczekać rok, aby znów zajadać się pyszną wigilijną potrawą :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ala napisała:
    W mojej rodzinie od zawsze na wigilijnym stole królowały pierogi z kapusta i grzybami. Pamiętam jak w pewnym roku mam powiedziała ze w jednym z pierogów ukryty jest pieniążek i ten kto go znajdzie dostanie niespodziankę. Oczywiście wszystkie dzieci chciały dostać obiecana niespodziankę,a i dorośli się przyłączyli do zabawy. I tak pierogi zaczęły znikać z talerzy w ekspresowym tempie (warto wspomnieć że było ich sporo). W pewnym momencie nie został ani jeden pieróg,a nikt z obecnych nie znalazł pieniążka. Okazało się że babcia która tego dnia lepiła pierogi zapomniała go do nich włożyć,a nie przyznała się wcześniej ponieważ chciała żebyśmy zjedli wszystkie potrawy

    OdpowiedzUsuń
  30. Ala napisała:
    W mojej rodzinie od zawsze na wigilijnym stole królowały pierogi z kapusta i grzybami. Pamiętam jak w pewnym roku mam powiedziała ze w jednym z pierogów ukryty jest pieniążek i ten kto go znajdzie dostanie niespodziankę. Oczywiście wszystkie dzieci chciały dostać obiecana niespodziankę,a i dorośli się przyłączyli do zabawy. I tak pierogi zaczęły znikać z talerzy w ekspresowym tempie (warto wspomnieć że było ich sporo). W pewnym momencie nie został ani jeden pieróg,a nikt z obecnych nie znalazł pieniążka. Okazało się że babcia która tego dnia lepiła pierogi zapomniała go do nich włożyć,a nie przyznała się wcześniej ponieważ chciała żebyśmy zjedli wszystkie potrawy

    OdpowiedzUsuń
  31. Anonim napisał (proszę i kontakt!)

    U nas od pokoleń na wigilijnym stole króluje zupa rybna na głowach karpia. Nigdy nie zapomnę tego smaku. I zawsze wigilia kojarzy mi się z ta zupą.

    OdpowiedzUsuń
  32. Anonim napisał (znów komentarz a nie e-mail - proszę o kontakt!):
    Witam u nas na wigilię co roku gotuje się ziemniaki a do nich na oleju rzepakowym podsmaża się cebulkę do barszczyku czerwonego lub rybki smażonej . Pycha, czekam na to cały rok

    OdpowiedzUsuń
  33. Łukasz napisał:
    Barszcz z uszkami oraz pieczony karp z ziemniaczkami.

    OdpowiedzUsuń
  34. Miłosz napisał:
    Potrawy na Wigilię, których nie może zabraknąć w mojej rodzinie od pokoleń są bardzo tradycyjne i polskie, można powiedzieć "typowe", czyli barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, które smakują tak tylko na Wigilię, jeśli Babcia zrobi je w innym terminie - nie mają już tego smaku. Na stole nie może również zabraknąć karpia w różnych postaciach, zawsze jest tradycyjnie smażony i karp w galarecie, za którego "przyozdobienie" odpowiada mój Tato. Od zawsze też na stole gości śledź, tradycyjny moczony przez noc w mleku, później pokrojony z cebulą i smietaną, a do niego ziemniaki w mundurkach - ktoś może pwiedzieć, że to żaden rarytas, ale też swój smak w ten wieczór ma niepowtarzalny i tylko na tą okazję jest tak doprawiony, chyba, że to po prostu magia i rodzinna atmosfera podbijają te smaki. Zapomniałem jeszcze o deserze - ręcznie robione kluseczki z ciasta makaronowego z makiem, miodem i bakaliami :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Mariusz napisał:
    Witam!
    U nas w rodzinnie od lat je się pierogi.





    ALE TO NIE KONIEC!

    Te pierogi występują w każdej potrawie, w zupie grzybowej, w barszczu jak i "na sucho", nawet nie wiecie ile tych pierogów trzeba się narobić, by spełnić tradycję, na szczęście pierogi jeszcze nie występują na talerzu z rybą! .... ale z suszona śliwką już tak! :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Agnieszka napisała:
    W mojej rodzinie od dawien dawna, na każdą uroczystość, był blok czekoladowy. Wiem, że te słodkości kojarzą się z namiastką prawdziwych słodyczy. Ale dla mnie i mojego rodzeństwa, to wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa. Każdy z nas wyczekiwał czasu, gdy jechaliśmy na święta do babci, która robiła najlepszy na świecie blok czekoladowy. Nigdy nie żałowała dodatków, więc po brzegi wypełniony był herbatnikami, waflami, bakaliami. Pychotka! Babcia przekazała przepis mamie, a mama dla mnie. Za kilkanaście lat oddam go mojej córce. By tradycja wciąż trwała.

    OdpowiedzUsuń
  37. Roksana napisała:
    Jest jedna potrawa wigilijna, bez której nie wyobrażam sobie Świąt. Jest to moczka, czyli śląski deser. Brzmi dziwnie, wiem, ale jest to coś co jest w naszej rodzinie od pokoleń. Robi ją moja babcia i mama. Ja także staram się ja robić co roku, chociaż jest to bardzo pracochłonne danie. Jest to tak jakby krem piernikowy, ale bardzo rzadki z dodatkiem orzechów i suszonych owoców. Robi się go na bazie piernika dojrzewającego, do którego dodajemy kompot z agrestu, wiśni, czekoladę i bakalie. Podajemy go po wigilii i zajadamy aż do Nowego Roku. Jest to typowy śląski deser. Mój mąż, pochodzący z Wielkopolski, kiedy skosztował go po raz pierwszy stwierdził, że to taki "dziwny deserek". Ale bez tego "deserka: nie ma prawdziwych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
  38. Magdalena napisała:
    Tradycyjną potrawą podawaną od pokoleń w moim domu na Wigilię jest kutia, którą robi się z pęczaku, maku, miodu, orzechów, bakalii. Mimo, iż jest to potrawa słodka traktowana jak deser to w naszym domu od zawsze jest to pierwsza potrawa, od której zaczyna się Wieczerzę Wigilijną. Bez tej potrawy nie ma Świąt Bożego Narodzenia w naszym domu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Mariola napisała:
    Kompot z suszonych śliwek uwielbiany przez wszystkich. Dobry na trawienie dań wigilijnych. Prababcia Ludmiła zawsze go przyrządzała i tak został do dziś na naszym stole. Ciemny napój, o aromatycznym smaku, zapachu ogrzewanych przez słońce letnich śliwek, lekkiej goryczki.

    OdpowiedzUsuń
  40. Magda napisała:
    W moim domu nie ma wigilii bez szczupaka faszerowanego suszonymi morelami i orzechami włoskimi. To pyszne danie uświetnia tą wyjątkową kolację w mojej rodzinie od bardzo dawna. Prawdopodobnie szczupaka przyrządzała jeszcze moja prababcia. Uwielbiam moment, kiedy tata przynosi do domu szczupaka, zajmuje się jego wypatroszeniem. Następnie ja wraz z mamą tworzymy z niego ,,arcydzieło". Tak naprawdę to nie szczupak jest nadziewany, tylko jego skóra. Farsz robimy w taki sposób, że mielimy mięso z ryby, dodajemy morele, orzechy, czosnek, sok oraz skórkę z cytryny i nadziewamy skórę szczupaka. Uwielbiam tą potrawę, ponieważ już samo jej przyrządzanie sprawia mi wiele radości, ale również cenię ją za smak, który z każdym rokiem jest jeszcze lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  41. Martyna napisała:
    W mojej rodzinie od pokoleń pojawiają się pierogi z kapustą i grzybami. Inne potrawy ulegają różnym modyfikacjom, raz są, raz nie ma, natomiast pierogi są zawsze i zawsze takie same - idealne. :D Kiedy micha z nimi zostaje postawiona na stole rozpoczyna się batalia o dostęp do naczynia. W końcu, kto pierwszy, ten lepszy! Pamiętam jak kóregoś razu wyszłam na chwilę do łazienki, a po powrocie dostrzegłam, że pierogi pojawiły się na stole. Miska była jednak pusta... Za to na każdym z talerzy domowników znajdowało się po kilka sztuk pierogów. Na szczęście okazało się, że była to dopiero pierwsza porcja. :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Stanisław napisał (anonimowo - proszę o email!):
    W moim domu rodzinnym od zawsze była obecna wigilijna kasza jęczmienna z suszonymi śliwkami - proste, pyszne, zdrowe!

    OdpowiedzUsuń
  43. Mirka napisała:

    To nie jest tylko przepis z mojego dzieciństwa, odziedziczony po dziadku, który - wbrew stereotypom panującym kilkadziesiąt lat temu - gotował znacznie lepiej niż babcia i miał swoje sprytne sposoby na przetrwanie i smaczne jedzenie nawet w najtrudniejszych czasach.

    To przepis z zupełnie innego świata.

    Ze świata, w którym w każdym, nawet podmiejskim domu było podwórko i chlewik, a w nim - prosiak czekający na specjalną okazję (a później wykorzystywany w kuchni co do kawałeczka - od ryjka po ogonek). W którym nikt nie zastanawiał się nad zakupami w markecie, bo... nie było marketów. A przepisy przekazywało się z rąk do rąk, z notesu do notesu i z ucha do ucha przy każdej okazji - bo były ciekawsze niż ploteczki ze świata sławnych i bogatych. :)

    Dziadek osobiście urządzał przedświąteczne świniobicie. Pomagali mu moi rodzice. Zwykle chowałam się wtedy w najdalszym kącie domu, żeby nie słyszeć efektów ich zbrodniczej działalności. Ale później nie miałam jakoś moralnych oporów wobec działań kuchennych i przerabiania mięsa na rozmaite kiełbasy, wędzonki czy pieczenie.

    Zapas robiło się nie tylko na Święta - musiał starczyć na znacznie dłużej, bo w naszym domu nie było zbyt bogato. Ale na Boże Narodzenie - nie na samą Wigilię, bo ta była postna, lecz na Święta - zawsze odkładany był kawałek schabu, z którego dziadek - tylko on! - robił wyborną roladę nadziewaną warzywami, serem i mnóstwem przypraw. A później - zapiekaną w piekarniku.

    Dostałam od niego przepis, kiedy zaczęłam uczyć się gotować. Moja mama była nawet trochę zazdrosna, bo jej, rodzonej córce, nie chciał nic zdradzić i dopiero mnie spotkał ten zaszczyt. :)

    Oczywiście z biegiem lat trochę modyfikowałam dziadkowy pomysł i np. dodałam od siebie suszone pomidory, które uwielbiam i od lat robię sama, w domowym piekarniku. Ale bazowy pomysł to dzieło mojego dziadka i nie wyobrażam sobie Świąt bez tej wybitnie dobrej rolady świątecznej. Choć z jej jedzeniem nadal czekamy do pierwszego dnia Świąt, w Wigilię zadowalając się spoglądaniem na nią z zachwytem.


    ROLADA ŚWIĄTECZNA

    W Święta - po tygodniach przygotowań i wielkiej batalii kuchennej - lubię sobie odpocząć od pichcenia. A dzięki tej roladzie - doskonałej i na zimno i na ciepło - nie muszę za często zaglądać do kuchni, bo smakuje całej rodzince. :) Rozwiązanie idealne!

    Składniki:

    1 solidna porcja schabu
    150 gramów wędzonej szynki w plastrach
    150 g kiełbasy suchej
    kilka plastrów sera żółtego salami
    1 mały słoiczek domowych pomidorów suszonych
    sól, pieprz, papryka

    Sposób przygotowania:

    Schab myję, osuszam i rozbijam na cieniutko. Przyprawiam z obu stron. Na płacie układam wędlinę, a na niej - ser i pomidory suszone. Zwijam ciasno, doprawiam, owijam ciasno w folię aluminiową i chłodzę przez godzinę.

    Zapiekam roladę w piekarniku w 190 st. C. przez 70-80 minut. Niżej - na dolnej półce piekarnika - wkładam naczynie z wodą - mięso będzie delikatniejsze. Przez ostatnie 15 minut pieczemy z rozciętą folią, żeby wierzch nabrał koloru. :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Patrycja napisała:
    U mnie od wielu pokoleń tradycyjną Wigilijną potrawą jest żur. Jest to jedna z trzech zup (oprócz barszczu czerwonego i grochówki) która jest przygotowywana u nas w rodzinie na kolację Wigilijną. Żur przyrządza babcia. Co roku, kilka dni wcześniej przygotowuje zakwas. W Wigilię dodaje go do warzywnego wywaru z bardzo dużą ilością grzybów (oczywiście tych nazbieranych przez nas jesienią i ususzonych). Do tego ziemniaczki. Na samą myśl już mi ślinka cieknie.
    Ten żur przygotowywany jest tylko jeden raz od roku. Nikt nawet nie próbuje go robić w innym terminie. Dlatego jest taki wyjątkowy i szczególny. Wszyscy zajadają go ze smakiem, że przeważnie mało co zostaję.
    Ja jedna już od dwóch lat wycwaniłam się i zawsze proszę babcie żeby jeszcze przed Wigilią zostawiła mi duży słoik tego żuru :) Dzięki temu jako jedyna mogę sie nim cieszyć jeszcze w pierwszy dzień świąt XD

    OdpowiedzUsuń
  45. Ewelina napisała:
    Pochodzę z części Polski, w której królują "czarne" potrawy np.
    - szare kluski,
    - kaszanka
    - ciemny salceson
    - czarnina
    A potrawą wigilijną, która jest od pokoleń są kotlety grzybiaki - czarne jak węgielek. Moja rodzina ciągle się zastanawia czym "czarnym" jeszcze ich zaskoczymy.

    OdpowiedzUsuń
  46. Tamara napisała:
    Witam. W mojej rodzinie taką ciekawą potrawą wigilijną, jest kapusta z fasolą i grzybami, przy czym robi się ją z białej świeżej kapusty, nie z kiszonej. Nie znam nikogo - poza rodziną mojej mamy - kto robiłby taką kapustę. Oto przepis:
    Fasolę, najlepiej jaś karłowy, moczyć przez noc i ugotować. Grzyby suszone - najlepiej prawdziwki - moczyć przez noc, ugotować i pokroić. Poszatkowaną kapustę zalać wodą i ugotować prawie do miękkości (nie przykrywać).
    Zostawić na dnie trochę wody i dolać trochę wody po gotowanych grzybach, dodać masła, sól, pieprz I ocet jabłkowy do smaku i chwilę dusić już pod przykryciem.
    Cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć i dodać do kapusty + grzyby + fasola, chwilę razem dusić i na koniec zasmażka z masła i mąki. Pycha, polecam.

    A historyjkę też mam :-) Dzień przed Wigilią, Babcia wysłała mojego tatę po groch do spiżarki, chiała go przygotować do kapusty, dokładnie określając gdzie go znajdzie. Tata wrócił z informacją, że nie ma tam grochu. Babcia była bardzo energiczną osobą i ciężko znosiła sprzeciw, więc lekko podenerwowana wysłała Tatę jeszcze raz, tłumacząc gdzie znajdzie ten groch. Gdy tata ponownie przeszukał wszystko nie znajdując grochu, do spiżarni wpadła Babcia i wskazała torebkę, patrząc na mojego tatę z wyrzutem. Tata wziął torebkę do ręki otworzył i mówi do Babci:
    - Ale przecież to jest fasola, a nie groch!
    Babcia ze zniecierpliwieniem wyrwała mu torebkę mówiąc: A tam fasola. To jest groch podługowaty :-) ...
    Oboje odeszli już od nas, jednak ta anegedota wciąż jest opowiadana przy okazji przyrządzania potraw wigilijnych.

    OdpowiedzUsuń
  47. Katarzyna napisała:
    Witam, w mojej rodzinie od zawsze na Wigilię podawana jest zupa a właściwie kompot z suszonych owoców. Wigilię zawsze spedzamy u dziadków na wsi, owoce zbierane są w ciągu lata i jesieni (jabłka, gruszki, truskawki, winogrona, morele) i stopniowo suszone na strychu, wywar z owoców doprawiamy cynamonem i gożdzikami aby smak był wyrazisty (lecz bez przesady) do tego podawany jest tradycyjny domowej roboty makaron.

    Sama założyłam juz rodzinę, chciałam gotować i zachwycać bliskich smakiem moich potraw, jest tyle pysznych świątecznych zup, barszcz czerwony na domowym zakwasie, grzybowa czy choćby rybna... a u nas kompot z kluskami;-) W ubiegłym roku postanowiłam zaszaleć w połowie grudnia nastawiłam domowy zakwas buraczany, dzień przed Wigilią ugotowałam cudowny barszcz z mnóstwem buraków i czosnku, do podkręcenia smaku oczywiście suszone grzybki, do tego upiekłam pyszniutkie pasztecikiz grzybkami, nakrywam do kolacji i... mama na talerze wykłada makaron!!! pytam "jak to???" a mama spokojnym głosem mówi no przecież barszcz pije się w szklankach!!! skończyło sie na tym że kompot z kluchami robił za zupę a mój cudowny barszczyk podany w szklace jako dodatek:-) Cóż tradycja to tradycja. Dobrze chociaż że smakował.

    OdpowiedzUsuń
  48. Wiesława napisała:
    Wigilijne śliżyki są bardzo smaczne, i obecne są w naszej rodzinie od zawsze, jak zwykle z powodu babci, która była kulinarna hipsterką i każdą nowość za swoich czasów próbowała robić, a część z nich nauczyła mnie robić. Polecam nie tylko na święta, choć to wyjątkowo świąteczny deser.
    Składniki:
    -500 gram maku
    -pół szklanki cukru
    -szklanka mąki
    -łyżka masła

    Mak wsypujemy do miski i zalewamy wrzącą wodą, mieszamy i odstawiamy na kilkanaście minut. Wodę zlewamy i powtórnie zalewamy wrzątkiem na 30 minut. Potem wodę zlewamy, a mak dwukrotnie mielimy w maszynce. Zagotowujemy półtora litra wody, zalewamy zmielony mak, słodzimy i odstawiamy w chłodne miejsce. Z mąki i niewielkiej ilości przegotowanej, lekko osłodzonej wody zagniatamy ciasto. Wlewamy stopione masło i ponownie wyrabiamy(jak na pierogi). Toczymy wałki grubości palca, ostrym nożem odkrawamy niewielkie kluski w kształcie rombów. Układamy je na posypanej mąka blasze i pieczemy w nagrzanym do 100 stopni piekarniku tak długo, aż nabiorą złotego koloru. Trzy godziny przed kolacją wkładamy śliżyki do „makowego mleka, zostawiamy. Podajemy na głębokich talerzach.

    OdpowiedzUsuń
  49. Tunia napisała:
    Kiedy myślę o Świętach, przywołuję smaki dzieciństwa. Odkąd pamiętam, w moim domu wiele potraw przygotowywanych jest w z wielką pieczołowitością, dokładnością, bez pośpiechu. Smaki przekazujemy z pokolenia na pokolenie. A ja odkąd sama już jestem Mamą, chce także te smaki przekazać mojej córce.

    W Wigilię na naszym rodzinnym stole nie może zabraknąć zupy grzybowej. Grzyby jesienią zbieramy całą rodziną, potem wielkie suszenie i odpowiednie przechowywanie.
    Zupa grzybowa w Wigilię smakuje całkowicie inaczej- jest gęsta, aromatyczna, kremowa.. z dodatkiem śmietanki i ziół, grzyby tworzą mus. Do tego obowiązkowo postna kasza jaglana z odrobiną okraski cebulowej. Pamiętam będąc dzieckiem, że jaglanka nie miała tyle łask co teraz, przez dzieci nie lubiana. Legenda domowa głosiła, że każdy kto zje choć trochę jaglanki do zupy- będzie cieszyć się obfitością -zamożnością cały rok. Dziś już nikogo przekonywać nie trzeba. Za to ja wyczekuję już Wigilii by zasmakować się w wigilijnym kremie grzybowym, pełnym smaków lasu, przywrócić wspomnień czar....

    OdpowiedzUsuń
  50. Anula napisała:
    Jesteśmy słodką rodziną.

    Uwielbiamy ciasta, ciasteczka i desery, słodkie alkohole i w ogóle - dolce vita. :) Dlatego najstarsze rodzinne przepisy, które sobie zanotowałam, to właśnie przepisy na słodkości - po babci-łasuchu, po dziadku wujecznym - doskonałym cukierniku... Najbliższe sercu receptury, wykorzystywane od święta, od wielkiego dzwonu albo kiedy nagle robi się zbyt ponuro i trzeba zrobić coś, co rozjaśni duszę. :)

    Mam taki jeden szczególny przepis po Babci. Nie jest to potrawa stricte wigilijna, ale całe dzieciństwo upływało pod znakiem tych cudownych ciasteczek z mąki krupczatki. I zawsze domagałam się ich obecności na wigilijnym stole, bo po prostu kochałam ich smak. Królowały więc na osobnym talerzyku obok pierników i sernika, a ja nie mogłam się doczekać, kiedy po właściwej części wieczerzy - tej ze śledziem, kutią, kapustą z grzybami - będę mogła wreszcie wyciągnąć małą łapkę po pierwsze z brzegu ciacho z czerwonym oczkiem i poczuć, że na dobre rozpoczyna się słodkie świętowanie! :) I właśnie po Babci dostałam w spadku recepturę, którą z powodzeniem wykorzystuję do dziś. :)

    Co to za magiczne ciastka?

    To SZCZĘŚLIWE PTIFURKI BABCI FELICJI :)

    Pieczenie ptifurek (nazywanych przeze mnie w bardzo wczesnej młodości pifulkami) to był cały rytuał - lepkie ciasto trzeba było dzielić na kulki, turlać w dłoniach, spłaszczać i ozdabiać kleksem twardej konfitury malinowej lub innej, która akurat była pod ręką w domowej spiżarce. Zdarzało nam się z babcią siedzieć nad solidną porcją ciach kilka godzin - ale powstawał wtedy zapas, który można było przechowywać bardzo długo i pożerać z zachwytem, tak doskonale smakowały! :)

    Pamiętam ich smak tuż po upieczeniu. Cudowny zapach podgrzanej konfitury. Pamiętam zachwyt, kiedy babcia wyjmowała z pieca pierwszą blachę pełną rumianych śliczności...

    I zawsze, kiedy je piekę, myślę, że tak właśnie wygląda SZCZĘŚCIE - ma kształt, smak i zapach PTIFURKI mojej babci - która szczęście miała zaklęte już w imieniu... :) I na wigilijnym stole też nie może przecież zabraknąć tego składnika!

    SZCZĘŚLIWE PTIFURKI BABCI FELICJI

    Składniki:

    25 dkg mąki krupczatki
    10 dkg tłuszczu
    15 dkg cukru
    1 łyżeczka proszku do pieczenia
    2 jaja (żółtka oddzielić od białek)
    szczypta soli

    tłuszcz do nasmarowania blachy
    mąka do posypania blachy
    dżem - najlepiej malinowy

    Przygotowanie:

    Cukier i masło utrzeć, następnie - wciąż ucierając - dodawać żółtka, mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i solą... Ciasto zagnieść.
    Formować z ciasta niewielkie kulki (wielkości orzechów włoskich), spłaszczać lekko, robić w środku każdej z nich wgłębienie, a następnie nakładać dżem.

    Układać na blasze w niewielkich odstępach.
    Białka ubić ze szczyptą soli, a następnie smarować nimi ciastka.

    Piec w 200 stopniach Celsjusza przez ok. 25 minut.

    OdpowiedzUsuń
  51. Grzegorz napisał (17.12.):

    Moja żona napisała ... to ja też napiszę :-)

    Makówki - jest to prażony zmielony mak, z dodatkiem mleka, masła, miodu i cukru. Mak trzeba 3 godziny wcześniej zalać wrzątkiem. Jak mak nabierze aksamitnego połysku (wiecie kiedy prawda ? po ok. 20 min) dodajemy olejek migdałowy, sparzone rodzynki i posiekane migdały oraz orzechy - jakie kto lubi - no i jeszcze chwilę trzymać na ogniu, ciągle mieszając.Ciepłe makówki dajemy do salaterki, przekładając maczaną w mleku bułką francuską pokrojoną w kromki.

    Gdy mój syn miał 3 lata, jadł oczywiście "oczami" :-) jak tylko coś mu się nie podobało, nie chciał nawet spróbować. Świadoma tego Żona kilka dni przed wigilią przypominała mu, że według tradycji podczas wigilii trzeba każdej potrawy chociaż skosztować.

    - A co się stanie jak nie skosztuję wszystkiego? Zapytał mój syn.

    Opowiedziałem mu więc jak ważna jest tradycja i dodałem, że prezenty pod choinką to też tradycja :-) a przecież nie chcemy z niej zrezygnować. Bardzo przejęty dzielnie kosztował każdej potrawy - a nie było to dla niego łatwe! W pewnym momencie widziałem że ma już dość. Postanowiłem mu odpuścić te makówki i powiedziałem: "no to już możesz iść umyć rączki". Mój syn spuścił głowę i powiedział -- Nie, nie mogę. Dlaczego? zapytałem. W odpowiedzi usłyszałem -- Bo jeszcze tej ziemi nie skosztowałem :-(

    Cóż, ledwie powstrzymaliśmy się od śmiechu !!! Do dzisiaj, po tym jak już podzielimy się "ziemią", pod Choinką pojawiają się świąteczne prezenty.

    OdpowiedzUsuń